Jeszcze pół roku temu nie wiedziałam, że w końcu i ja uszyję żakiet z podszewką.
To właśnie żakiet był główną przyczyną, dla której zdecydowałam się pójść na kurs szycia średnio zaawansowany (podstawowego nie odbyłam, ale u mnie zawsze tak bywa, że wskakuje od razu na głęboką wodę).
Czekałam z utęsknieniem kiedy w końcu będzie szycie żakietu i wszywanie podszewki!
Przyznam, że to nie było takie proste – sam kołnierz to spore wyzwanie, później rękawy, których nie mogłam wdać, bo poszerzyłam je, nie poszerzając żakietu po bokach. Gdyby nie pomoc Moniki (która nas uczyła) i do tego obecność dziewczyn, to popłakałabym się z nerwów, i rzuciła szycie tego żakietu.
Później przyszła pora na podszewkę – nie wiem czy tak łatwo bym doszła jak ją wszyć i czy po prostu nie uznałabym, że to nie dla mnie.
Jak już wspominałam w innych wpisach, lubię styl militarny, więc materiał moro i żakiet z niego, to spełnienie. Jako podszewkę wybrałam początkowo piękny materiał w kolorze fuksji (cóż za połączenie – rozkosz dla moich oczu!), ale niestety okazało się, że nie jest to najlepszy wybór, ze względu na słabą przepuszczalność powietrza. Tak więc koncepcja z wielkim żalem została zmieniona, ale na bardzo przyjemną opcję podszewki w paski, pięknie połyskującej.
Całość bardzo fajnie współgra, a ja jestem dumną posiadaczką pięknie dopasowanego żakietu moro!!!
Niebanalny! Wprawdzie moro to nie mój klimat ale Twoja wersja mi się podoba bardzo.
Dziękuję 🙂
Ja takze nie jestem fanka moro, ale samo odszycie,kroj i dopasowanie do figury – ekstra!
Tak, krój jest niesamowity. Pięknie podkreśla talię, a jak nie ma to ją optycznie robi!